Są takie pytania, które padają na zupełnie nieoczekiwanych spotkaniach – na przykład w windzie, między piętrami, gdy ktoś zerkając na Twój kask pyta: „a ta hulajnoga, to ile właściwie jedzie?”. Niby prosta rzecz, ale nagle orientujemy się, że za tym pytaniem stoi więcej niż tylko ciekawość. Bo oto hulajnoga elektryczna, niepozorne urządzenie, które jeszcze kilka lat temu wywoływało jedynie lekkie uniesienie brwi, dziś stała się integralną częścią miejskiego krajobrazu. A z nią pojawiły się pytania: o bezpieczeństwo, o kulturę jazdy, o miejsce na ścieżce, a przede wszystkim – o prędkość. Jak szybko powinno się jechać, jak szybko da się jechać, a jak szybko wolno? I właśnie wokół tej ostatniej kwestii warto się na chwilę zatrzymać, bo maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej to nie tylko liczba.
To opowieść o tym, jak nowoczesność zderza się z przepisami, jak technologia próbuje nadążyć za miejskim życiem i jak my, użytkownicy, próbujemy znaleźć w tym wszystkim złoty środek między wolnością a rozsądkiem.
Prędkość zapisuje się w pamięci, ale prawo ma swoją własną wersję tej historii
Zacznijmy od faktów, bo choć lubimy poetycko opowiadać o wiatru we włosach i pędzie po ścieżce rowerowej, to przepisy prawa mają w tej sprawie bardzo konkretny pogląd. Według obowiązujących przepisów w Polsce, maksymalna dozwolona prędkość hulajnogi elektrycznej w ruchu miejskim wynosi 20 km/h. Nie więcej. I to niezależnie od tego, jak wygląda ścieżka, ile masz lat, jak świetnie czujesz się na dwóch kołach i jak bardzo się spieszysz. Dwadzieścia kilometrów na godzinę. Ani grama więcej.
Co ciekawe, wartość ta nie została wybrana przypadkiem. To prędkość, którą przyjęto jako kompromis pomiędzy mobilnością, a bezpieczeństwem. Zarówno samego kierującego, jak i pieszych. Wyższe prędkości sprawiają, że droga hamowania wydłuża się nieproporcjonalnie, a manewrowanie w gęstym ruchu staje się dużo trudniejsze. Trudno zaprzeczyć, że hulajnoga, która rozpędza się do 35 km/h, potrafi narobić więcej szkód niż radości, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś niespodziewanie wyjdzie z bramy lub na ścieżce pojawi się starsza osoba z psem.
Przepisy te znalazły swoje odbicie nie tylko w kodeksie drogowym, ale także w konstrukcji samych pojazdów. Coraz więcej producentów, zwłaszcza ci, którzy legalnie sprzedają hulajnogi na rynek europejski, wprowadza ograniczniki prędkości. Tam też maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej jest zatem ograniczona. Są to najczęściej wbudowane systemy elektroniczne, które automatycznie ograniczają moc silnika przy przekroczeniu dozwolonej granicy. To rozwiązanie ma swoje zalety i wady: z jednej strony daje użytkownikowi pewność, że nie złamie przepisów, z drugiej – pozbawia go możliwości pełnego wykorzystania potencjału maszyny.
Maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej: a co, jeśli chcemy szybciej? Czyli o granicach technologii i granicach rozsądku
Nie da się ukryć. Niektóre hulajnogi potrafią więcej. Sporo więcej. Rynek, jak to rynek, nie znosi ograniczeń i oferuje modele, które rozpędzają się nawet do 45–50 km/h, a niektóre egzemplarze sportowe, choć to już zupełna nisza, osiągają prędkości godne skuterów. Czy to legalne? To zależy od miejsca, kontekstu i sposobu użytkowania. Tego rodzaju maszyny nie mogą poruszać się po ścieżkach rowerowych, nie mają też miejsca na chodnikach. W teorii powinny być traktowane jak motorowery – a więc wymagają homologacji, rejestracji, ubezpieczenia i odpowiednich uprawnień. W praktyce? Cóż, miejskie ulice widziały już wszystko.
Problem polega na tym, że hulajnoga wciąż jest przez wielu postrzegana jako zabawka. Niewinna, lekka, wręcz dziecięca. Tymczasem przy większych prędkościach staje się poważnym pojazdem, który wymaga umiejętności, przewidywania, odpowiedzialności. Wielu użytkowników, zwłaszcza młodszych, nie zdaje sobie sprawy, że wypadek przy 30 km/h potrafi skończyć się nie tylko bolesnymi otarciami, ale też poważnymi urazami głowy, złamaniami, a nawet hospitalizacją. I dlatego właśnie ustawodawcy postanowili ograniczyć prędkość, zanim rozwinie się statystyka ofiar.
Ale nie wszystko sprowadza się do liczby na liczniku. Maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej to także kwestia wyczucia. Bo przecież 20 km/h na szerokiej, pustej ścieżce to zupełnie co innego niż 20 km/h w zatłoczonym parku pełnym dzieci i psów. Przepisy mogą ustalać maksimum, ale zdrowy rozsądek powinien czasem wybrać minimum. I to nie z obowiązku, ale z szacunku: do innych i do siebie.
Maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej. Przepisy, kultura i przyszłość hulajnóg – czyli czego jeszcze się nauczymy
Polska nie jest jedynym krajem, gdzie obowiązuje maksymalna prędkość hulajnogi elektrycznej. Podobne regulacje funkcjonują w całej Unii Europejskiej. W Niemczech maksymalna prędkość hulajnogi wynosi również 20 km/h, we Francji – 25 km/h, w Danii i Holandii również 20–25 km/h. Widać więc wyraźnie, że Europa traktuje temat poważnie – i szuka wspólnego mianownika między technologiczną swobodą a społeczną odpowiedzialnością.
Co ciekawe, prawo w Polsce nie zatrzymało się na samej liczbie. Od 2021 roku hulajnogi elektryczne zyskały swój rozdział w kodeksie drogowym. Użytkownicy zobowiązani są poruszać się ścieżkami rowerowymi, a w ich braku jezdnią z ograniczeniem do 30 km/h, a nie chodnikiem. Wyjątkiem są sytuacje, gdy nie ma ani ścieżki, ani jezdni, albo są one wyjątkowo niebezpieczne. Wtedy można zjechać na chodnik, ale tylko z zachowaniem prędkości zbliżonej do pieszego. Co to znaczy w praktyce? Prędkość spacerowa, czyli mniej więcej 6 km/h. Tak, hulajnoga, która potrafi 20, musi czasem sunąć niczym osoba zamyślona nad swoim cappuccino.
To właśnie ta różnorodność warunków, zderzona z jednolitym limitem prędkości, powoduje nieporozumienia. Bo czy naprawdę ta sama granica powinna obowiązywać w godzinach szczytu na zatłoczonej ścieżce przy metrze, co na pustej alei o świcie? Tu znów wracamy do sedna: przepisy to jedno, kultura jazdy – drugie. Prędkość to nie tylko kwestia techniki, ale i wyczucia, dojrzałości, współodczuwania z innymi uczestnikami ruchu.
Hulajnoga elektryczna to nie tylko narzędzie przemieszczania się. To pewien znak czasów. Potrzeba mobilności, niezależności, lekkości poruszania się po coraz bardziej zatłoczonych miastach. Ale jak każdy środek transportu, wymaga ram. Ram prawnych, technicznych i etycznych. Maksymalna prędkość nie jest więc tylko wartością wpisaną w regulamin, ale metaforą większej odpowiedzialności, którą ponosimy jako użytkownicy. Bo jazda hulajnogą może być przyjemnością, ale tylko wtedy, gdy nie zagraża innym. I gdy umiemy powiedzieć sobie: wiem, że mogę szybciej, ale wybieram mądrzej.